W nawrocie choroby nie potrafię znaleźć dla siebie ani krzty współczucia. Bardziej niż zwykle drażni mnie myśl, że istnieję; mam ciało – a to już niedobrze, do tego każdy mięsień jest najpięty jak struna. Chciałabym spać, ale boję się zasypiać. Wyobrażam sobie, że wchodzę w wodę i unoszę się na plecach, wreszcie nie czując swojego ciężaru. Nie wiem, co to znaczy. Ale się domyślam.
Trzymaj się ❤️
Dziękuję ❤️