W Dzień Włóczykija wspominam:

– butelkę rakiji wypitą na rozgrzanej masce żółtego malucha,

– krzyk do utraty głosu,

– nocne rozmowy, lekki chłód i ulgę po upalnym dniu,

– taniec bez oglądania się na innych,

– muzykę końca lata,

– czarną okładkę Esejów Camusa,

– ramiona całe w piegach,

– autostop w przypadkowym kierunku,

– żółtą walizkę na nieczynnej już stacji.

Wszystkiego najlepszego.