Od ponad dwóch lat trzymam się w dość surowym rygorze, bo tylko to chroni przed obłąkańczym biegiem ku autodestrukcji. Serce ma taki dziwny kształt i niekiedy coś w jego koniuszku zaczyna na nowo płonąć. Gaszę ogień jak najszybciej, żeby nie objął mnie całej. Czasami jest trudno. Z pociągu do pociągu, późny sierpniowy wieczór, opuszczone pomorskie stacyjki, które odwiedzam po raz pierwszy, plecak, znoszona koszula po K. mocno przeplaciona w pasie, gołe nogi całe w siniakach, które wzięły się nie wiadomo skąd. Nie mam przyjaciół i nikt na świecie o mnie nie wie. Znowu wymyślam sobie nowe imię, kocham opowiadać historie. Wtedy mogłoby zacząć się tak: piwo, wino, hydroksyzyna. Jak linoskoczek ostrożnym, ale tanecznym krokiem muszę przejść na drugą stronę, tam, gdzie nic mi nie grozi. Tylko brak.
Fantazuję o tym, że przyjmuje mnie woda.