jak tu płakać, skoro dziś wesele jest

Cała ta płyta kojarzy mi się z upalnym latem. Rezygnuję z pracy po pierwszym dniu, biegnę na przystanek, jest mi bardzo gorąco w białej koszuli. Zajmuję ostatnie miejsce w autobusie w stronę Kazimierza i oddycham głęboko, pasażerowie mają bagaże wysokie po czubki głów, ja malutki plecak, czarny notes i długopis. Kilkaset kilometrów dalej wysuszone gadło nawilżam nie dość zimnym alkoholem. 

Niekiedy niewiele trzeba, by wywołać ducha. Ktoś, by nie stracić uwagi, na ułamek chwili delikatnie obejmuje mnie w pasie. Zbłąkane spojrzenia spotykają się przypadkiem ponad stołem. Trzy oddechy i jestem z powrotem tu i teraz.