Gdy byłam nastolatką i pierwszy raz usłyszałam od lekarki zwięzłą diagnozę depresji, nie mogłam wiedzieć, że to będzie ze mną już zawsze. Miałam jeszcze gdzie się schować. Jeśli nie w przyjaciołach, to chociaż w wierszu, piosence, krzyku. Nie miałam wątpliwości, że nasze plemię, nawet rozproszone, przetrwa. I że zawsze będzie ktoś, kto zadzwoni i powie, że już jedzie. Teraz wysyłam wiadomość do lekarki: proszę o konsultację w najbliższym możliwym terminie – jakby to miało w czymkolwiek pomóc, może chociaż odroczyć to, co i tak ma się stać. Jestem bardzo, bardzo zmęczona.