Reposted from mipe09 via greipaldin
Reposted from mipe09 via greipaldin
Noce są takie jak zawsze, puste i zimne. Ale w porównaniu z tym, co jeszcze dwa, pięć, siedem i dziesięć lat temu, czuję tak niewiele. Potrafię się uśmiechać, chodząc z wielką dziurą w piersi. Nikt o niej nie wie, nikt, nikt, nikt. Jestem coraz lepsza w słuchaniu. Tylko dziś usunęłam trzy wiadomości tuż przed ich wysłaniem. Nie trzeba. Niekiedy płaczę, ale już coraz rzadziej całym ciałem, jeśli już, to raczej mimochodem, szybko przechodzę nad tym do porządku dziennego. Higiena. Daję słowo, że nie wiem kiedy ostatnio rozluźniłam wszystkie mięśnie. Przez to jestem boleśnie świadoma swojej twarzy, szczęki, warg, ramion, brzucha. Jednocześnie czasem myślę, że mogłabym nie rozpoznać siebie na zdjęciu. Im bardziej nie chcę mieć ciała, tym więcej dostaję od niego sygnałów alarmowych. Coś się we mnie nie zgadza. Duży siniak na przedramieniu wygląda bajecznie. Wszystko pracuje, by utrzymać mnie przy życiu. Read More »
Wanting everything is the thing that eventually tears you apart.
Ojciec wyraża zdziwienie, że znowu jadę gdzieś sama. Nawet nie pomyślałam, że mogłoby być inaczej. Wysiadam na peronie, nie było mnie tu ponad rok. Jak to możliwe? Siedzę sama nad talerzem w pustej knajpie, piję odrobinę za gorzki cydr. Stoję w tłumie, łzy ciurkiem lecą mi po policzkach. Wracam pięć kilometrów pieszo. Proszę recepcjonistkę o szklankę wody. Na czwartym piętrze zabłąkani Brytyjczycy rozmawiają, siedząc na wykładzinie. Leżę pod białą hotelową pościelą zwinięta w kłębek, jest chłodno. Ogarnia mnie piękna i straszna myśl, że w tej chwili nikt niczego o mnie nie wie. Jestem sama, zupełnie sama, mogłabym znikąć. Do tego przecież biegnę.
jak tu płakać, skoro dziś wesele jest
Cała ta płyta kojarzy mi się z upalnym latem. Rezygnuję z pracy po pierwszym dniu, biegnę na przystanek, jest mi bardzo gorąco w białej koszuli. Zajmuję ostatnie miejsce w autobusie w stronę Kazimierza i oddycham głęboko, pasażerowie mają bagaże wysokie po czubki głów, ja malutki plecak, czarny notes i długopis. Kilkaset kilometrów dalej wysuszone gadło nawilżam nie dość zimnym alkoholem.
Niekiedy niewiele trzeba, by wywołać ducha. Ktoś, by nie stracić uwagi, na ułamek chwili delikatnie obejmuje mnie w pasie. Zbłąkane spojrzenia spotykają się przypadkiem ponad stołem. Trzy oddechy i jestem z powrotem tu i teraz.
A French woman with her baguette and six bottles of wine, Paris, 1945.