Opuszczam na kilka dni oswojoną przestrzeń i trudniej mi oddychać. Przypominam sobie złe. Łzy ośmiolatki na poddaszu, dławiący płacz w pełnym słońcu, rozdarty do mięsa nadgarstek przyjaciółki, kwiaty nie dla mnie zostawione w naszym późniejszym mieszkaniu, mocny policzek wymierzony przy stole, wizja wspólnej radości, w której zabrakło miejsca dla mnie, samotność, poczucie, że nie mam się gdzie udać. Wszystko naraz. Próbuję przeczekać, ale mimo wielu lat prób wciąż nie wiem, jak to zrobić tak, by nie rozpaść się w drobny mak.