Dopiero od stosunkowo niedawna czuję się naprawdę dorosła. Jestem mocno osadzona w rzeczywistości, ale niekiedy wciąż dziwnie mi z myślą, że to wszystko, co mam – drugiej szansy nie będzie; że mogę wyłączyć tryb oczekiwania, bo życie dzieję się teraz, tuż przed moim trzeźwym okiem. Trudno patrzeć na rozpad więzi bez odwracania wzroku. Lubiłam ze sobą pograć, niektórych rzeczy nawet nie wypowiadać, by nie stały się prawdą. Przecież dalej jesteśmy dziećmi, które spotykają się po raz pierwszy. Lata i kilometry później wciąż słyszę delikatne kołatanie kolarikowych klipsów zawieszonych na moich uszach. Trzymam je w szkatułce jak magiczny artefakt. Ale to archeologia. Nie jesteśmy już tamtymi dziewczynkami, a nasze światy tylko z rzadka się zazębiają. Nie przygotowałam słów pożegnania.