Reposted from carmenluna via panimruk
Reposted from carmenluna via panimruk
My death waits there among the flowers.
W obliczu dużych zmian staję się małą dziewczynką. Czuję potrzebę bycia przytuloną przez rodziców. To pragnienie jest tak oderwane od rzeczywistości, że trochę się go wstydzę – sama przed sobą. Jednak chciałabym, żeby ktoś był ze mną w tym czasie pożegnań i decyzji, uznał mój trud, zauważył dzielność, powagę diagnozy. Mój długoletni związek z chorobą nie ma widowiskowych przejawów, nie wytrzymuje porównania z tym, co obserwowaliśmy w naszym otoczeniu. Poza okazjonalnym poalkoholowym płaczu w tłumie realizował się zwykle pomiędzy mną a podłogą. Leżenie, płakanie, leżenie. Obracanie w głowie myśli, że chciałabym zniknąć.
I thought that love was a kind of emptiness
And at least I understood then the hunger I felt And I didn't have to call it loneliness
Często chcę wszystkiego. Teraz i naraz. Nagłe przypływy optymizmu i niekontrolowana wyobraźnia prowadzą mnie do miejsca, gdzie to, czego chciałam, mam już w zasięgu ręki. W przerwie podlewam rośliny na balkonie. Mogę pracować w osobnym pokoju, a nie siedząc wygięta w chińskie osiem między kuchnią a łazienką albo martwiąc się, że pralka zagłuszy moją rozmowę. Doceniam ten luksus. Tak jak to, że coraz rzadziej przytacza mnie ciężar błahych zadań – już prawie nie pamiętam, jak to było nagle rozklejać się podczas szorowania wanny w pustym mieszkaniu. Wszystkie książki znowu mają swoje miejsce.
Gdy wracam do tego, co realne, trochę nie dowierzam. Jak to? Przecież zaplanowałam już, co będzie, gdy się uda. Trzy głębokie oddechy i wracam do siebie, tu i teraz. Jeszcze trochę poczekam. Nadal chcę wszystkiego. Read More »
Wśród ludzi spodziewam się ataku. Nie wiem, z której strony miałby nadejść, ale na wszelki wypadek zawsze zachowuję ostrożność. Prawie nic o sobie nie mówię, a zapytana pozostaję przy ogólnikach w obawie, że ktoś wykorzysta konkrety przeciwko mnie. Jak? Po co? To nieważne. Pilnuję się z przyzwyczajenia i chodzę na palcach nawet gdy nikt nie patrzy. Kiedy z mojego życia znika ktoś, przy kim jednak udało mi się rozluźnić mięśnie, długo cierpię, nie umiem niczym zapełnić pustej przestrzeni. Czuję, że części mnie odeszły z nim, z nią. To chyba nawet nie metafora.